Kiedyś nie widziałem czego chcę. Tłukłem się między jednym ulotnym marzeniem a drugim. Próbowałem czegoś, później zaniedbywałem. Widziałem czyjeś szczęście, pieniądze, sukces… zazdrościłem. Robiłem tak samo. Robiłem coś czyjegoś. Kopiowałem. Kopiowałem tylko powierzchowne zachowania sądząc, że już się stałem kimś innym. Oczekiwałem, że zmienię swoje życie zakładając inną maskę. Nie wiedziałem kim jestem. Kiedy spotykałem się z odrzuceniem, po prostu zakładałem inną i szedłem dalej, byleby się przypodobać. Moje oczekiwania były oczekiwaniami kogoś innego. Moje życie było życiem kogoś innego…

Kiedyś było inaczej…

Kiedyś myślałem, że aby być bogatym należy mieć pieniądze. Skręcało mnie, kiedy w dzieciństwie musiałem o nie prosić. W wieku 16 lat poszedłem do pierwszej pracy. Roznosiłem ulotki dla pizzerii. Za dwa miesiące pracy dostałem 150zł. Kurwa mać. Ludzie mają rację, uczciwie się jeszcze nikt nie dorobił. Tak myślałem. Mając 17 lat zaczepiłem się jako akwizytor, na czarno. Tutaj też zarabiałem 150zł, ale dziennie. Czułem się królem! Miałem kasę! Pieniądze to jest to! Kupiłem wtedy pierwszy garnitur, a raczej spodnie garniturowe i koszulę. Po dwóch tygodniach uczyłem innych jak sprzedawać. Śmiech na sali! Siedemnastolatek zatrudniony na czarno uczy, ludzi często z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem, jak sprzedawać. Wierzyłem, że to umiem. Wierzyłem, że człowiekowi można powiedzieć wszystko. Celem były pieniądze, celem był telefon, celem był samochód, celem było inne życie… Mierzone pieniędzmi…

Kiedyś było inaczej…

Kiedyś wierzyłem, że dzięki szkole zajdę daleko. Że jak skończę studia, będę kimś, będę co najmniej w zarządzie spółki. Byłem pierwszym egzemplarzem całej mojej rodziny z wyższym wykształceniem. No, więc goniłem. Praca na pełny etat, dzienne studia. Dało się. Goniłem. Tylko za czym? Wypalenie zawodowe w wieku 25 lat to możliwe jak się okazało. Studia dały mi wspaniały czas. Pierwsze przyjaźnie, pierwszy związek, niezapomniane imprezy. Kierunek miał być taki, po którym będą pieniądze. Oceny najlepsze jak się da, tak aby wszyscy byli zadowoleni… wszyscy poza jedną osobą.

Kiedyś było inaczej….

Sprzedaż, sprzedaż, sprzedaż, bajer, bajer i jeszcze raz bajer! Perfumy, pasty do zębów, mapy, czapki, buty, garnitury, ubezpieczenia, kredyty, konta. Były czasy, że nikt nie słyszał o etycznej sprzedaży, szkoleniach, technikach i innych wynalazkach z Ameryki. Liczyło się wciskanie kitu, manipulacja, wszystko aby zamknąć sprzedaż, zrobić plan i policzyć prowizję. Koniec. Kiedyś cieszyłem się, że mam, i kupuję. Mam coś, czego wcześniej zazdrościłem. Z pracy do sklepu, ze sklepu do knajpy i tak w koło. Pardon, aby było koło, tzn. pełen cykl, należy dopisać śmietnik i ubikację:). Takie małe przetwórstwo dóbr tego świata. Konsumpcjonizm w czystej postaci.

Kiedyś było inaczej…

Kiedyś rodzina była dla mnie tematem tabu. Wychowany w konflikcie między jedną stroną a drugą. Uciekałem od tego najdalej jak się da. A dało się niewiele, bo świat jest zły i trzeba było mnie chronić. Kiedy wybierałem liceum, wybrałem to na drugim końcu miasta byleby być jak najdłużej poza domem. Kiedyś rodzina była dla mnie utopią, kochać należało za sam fakt bycia matką, ojcem, dziadkiem… niezależnie od wszystkiego. Miałem misję pojednania stron, a stawałem się częścią konfliktu. Myślałem, że tak ma być. Czytałem książki i artykuły psychologiczne. Robiłem wszystko, aby nauczyć się rozumieć tą sytuację, świat i ludzi. Obserwowałem i buntowałem się coraz bardziej. Im więcej rozumiałem tym bardziej chciałem innego życia. Nie wiedziałem, że kochać i nie lubić wcale nie musi się wykluczać.

Kiedyś było inaczej…

Kiedyś związek to była ucieczka od rodzinnej rzeczywistości. Wizja stworzenia idealnej rzeczywistości będącej przeciwieństwem tej aktualnej. Patriarchalny wzór i ówczesne doświadczenia prowadziły do kolejnych toksycznych związków, w których na pierwszym planie były moje zasady i oczekiwania. Czułem, bo o uczuciach należy tu powiedzieć, że jestem na smyczy własnych ograniczających praw a przy tym byłem zazdrosny o każdy przejaw wolności drugiej strony. Zazdrosny o coś…, czego sam nie miałem…

Kiedyś było inaczej…

Kiedyś przyszłość widziałem jako starość. Starość przy kominku w domu. Z żoną podającą mi whisky i podpalającą cygaro. Przyszłość pełną pięknych przedmiotów. Będę miał to, będę miał tamto… i będę szczęśliwy. Nie widziałem w przyszłości tego, kim będę do tego czasu, co mnie tam zaprowadzi. Miało być tak samo do samej starości, do samej starości miałem być kimś innym…

Dobrze, że kiedyś było inaczej…

P.B.