ROZMOWA Z LECHEM DYBLIKIEM, ŁÓDŹ DN. 10.06.2016
CZĘŚĆ I
Po co pomagasz ludziom?
Nie lubię słowa „pomagam”. To słowo zawiera w sobie pewnego rodzaju satysfakcję: „jaki ja jestem fajny, jaki ja jestem dobry”. To jest karmienie własnego chorego ego i pychy. Oczywiście ludzie którzy robią coś społecznie będą się oburzali, że to jest to podejrzane i wcale tak nie jest, jednocześnie jest takie słowo które ja znam z kościoła- to służba. A służba polega na tym, że wykonujesz swój obowiązek i idziesz, nie ma Cię… Po prostu. Nie ma tego dalszego ciągu w postaci podziękowań, gratulacji i wdzięczności, bo robisz to, co do Ciebie należy a nie, że chcesz błysnąć jako filantrop. Chodzi o to, że robisz to dyskretnie. Często trzeba to robić bardzo dyskretnie z tego względu, że ludzie którym należy pomóc często wstydzą się swojego kłopotu i swojej biedy i trzeba być bardzo ostrożnym, bo po prostu można ich urazić.
Kiedyś parkowałem samochód w centrum późnym wieczorem i widziałem w świetle reflektorów jak jakaś Pani ze śmietnika coś wyjmuje. Podszedłem do niej i dałem jej 20 zł a ona przestraszona pyta się: -„Co to jest?!” ja mówię: -„Pieniądze” a ona mówi: „Nie chcę.” – „Jak to Pani nie chce?” –„Od Pana nie chcę.” Nie wiem czy ona wiedziała kim jestem, bo to w sumie nieważne ale w każdym razie, ja ją zaskoczyłem tym jak widziałem, że ona wyciąga coś ze śmietnika. Ona się po prostu tego wstydziła. Ja w zasadzie byłem niedelikatny i to dało mi do myślenia, że w takich sytuacjach trzeba być bardzo ostrożnym.
Jak powinno się pomagać?
Skutecznie. Na myśl przychodzą mi schroniska dla bezdomnych, bo to jest niezwykle trudna sprawa. Niejednokrotnie miałem okazję z tymi ludźmi rozmawiać. Ludzie którzy tam przebywają, często z problemem alkoholowym, jeśli chcą, mają wszystko co potrzebne do życia, dość powiedziałbym „luksusową” opiekę, i medyczną i psychologiczną. Mówimy rzecz jasna o ludziach którzy są wystarczająco zmotywowani. Wystarczy tylko, że nie pijesz. Nie pijesz i masz co jeść, masz gdzie spać i w zasadzie nic nie musisz, nie masz innych obowiązków. To powoduje, że tam panuje głęboka depresja i Ci ludzie żyją w jakiejś kurewskiej apatii. Są przeoczeni przez ten system. Żyją a nie żyją to znaczy, że po prostu rozmawiasz z nimi i nie masz pewności czy człowiek z którym rozmawiasz w ogóle jarzy.
Generalizując, często mówi się że ludzie słuchają a nie słyszą…
A propos słuchania i tego co dociera, to jest ciekawe to, że teoretycznie mówisz głośno i ktoś nie ma kłopotów ze słuchem, a pewnych rzeczy po prostu nie słyszy. Nie słyszy, bo nie chce tego słyszeć. To jest to, co u siebie obserwowałem, że naprawdę nie słyszałem i nie widziałem wielu rzeczy które się dookoła mnie dzieją, bo miałem jakieś filtry wewnętrzne w postaci nie wiem… swoich kompleksów, uprzedzeń i po prostu nie widziałem i nie słyszałem.
Kiedy człowiek zaczyna słyszeć i widzieć?
Kiedy zaczyna bardziej wsłuchiwać się w swój organizm. Kiedy „interpretujemy” ludzi i to co się dzieje dookoła, to gotowa teoria od razu wpada do głowy ale jest takie poczucie, że w sumie jest inaczej. Nie wiem… Myślę o kimś, że jest chujem…(śmiech), znaczy zachowuje się w taki a nie inny sposób, a z drugiej strony mam dla gościa współczucie z jakiegoś powodu, czuje coś takiego. W sumie chodzi o to, żeby pozwolić sobie na własną intuicję, coś co można by nazwać czułym radarem. Mówi się o kobietach, że one mają intuicję więc ja mówię o sobie, że jestem jak kobieta, bo w sumie większość decyzji w życiu podejmuję właśnie intuicyjnie. Logicznie to się kupy nie trzyma i może być ryzykowne i beznadziejne a w zasadzie bardzo często się sprawdza. Samo spojrzenie na człowieka nie oznacza, że się go od razu rozumie, a gotową teorię się ma natychmiast.
Wierzysz w coś takiego, że każde spotkanie z drugim człowiekiem zostawia i w nim i w Tobie pewnego rodzaju ślad który wpływa na życie jednej i drugiej strony?
Z tym zostawianiem śladu w ludziach to mnie to nudzi (śmiech)… bo wszyscy mi mówią, że rozmowy i spotkania ze mną im dużo dają i w zasadzie coraz słabiej w to wierzę, bo niby co to może dawać (śmiech). Z drugiej strony, już poważnie mówiąc, prawdopodobnie tak jest, to może ludziom coś dawać, bo ja długą drogę odbyłem jeśli chodzi, mówiąc z grubsza o trzeźwość. I w zasadzie tutaj nie o alkohol chodzi ale o to, że z takim zdrowieniem, trzeźwieniem i porządkowaniem życia jest związany rozwój duchowy człowieka. To brzmi strasznie poważnie, ale ja mam parę rzeczy do powiedzenia. Sobie je mówię i mogę je mówić ludziom. I to właśnie robię.
Co mówisz?
Ludzie którzy rozpoczynają drogę porządkowania swojego życia, alkoholicy, narkomani i nie tylko. Kłopotów w życiu jest dużo. Ja im po prostu mówię o możliwej perspektywie, o tym do czego my w ogóle dążymy. Bo to, że możemy sobie uporządkować sprawę np. z alkoholem czy narkotykami to jest mały pikuś dlatego, że jeżeli człowiek pójdzie ta drogą to na końcu jest coś co,… nie bójmy się tego słowa, coś co możemy nazwać szczęśliwym życiem. I to jest ogromna szansa dla ludzi którzy mają bardzo poważny kłopot w życiu, czy to jest choroba, długi czy cokolwiek innego, alkoholizm zresztą też jest chorobą.
Czyli co, szczęściem jest wyjście z tej choroby?
Nie, wyjścia z choroby nie ma, bo taka choroba jest nieuleczalna. Więc nie mówimy o wyjściu z choroby. To się może znów zacząć za 10-15 minut.
A propos alkoholizmu czy nazywanie człowieka który nie pije już od wielu lat, nie jest czymś w rodzaju napiętnowania tego człowieka, nadawania mu znamienia które ma nosić przez całe życie?
To tak śmierdzi, takim samobiczowaniem. Że cały czas z dumną i kwaśną miną mówię o tym, że jestem alkoholikiem, że jestem stracony i jestem nic nie warty. Jednocześnie to jest też etap w rozwoju kiedy stać Cię na to, żeby przestać o sobie myśleć w kategorii ofiary losu. To nic nie zmienia, leczenie trwa, a alkoholikiem, narkomanem pozostajesz, można powiedzieć, do końca życia. Ja 20 lat abstynencji mam za sobą i bardzo mnie ciekawi co jeszcze można zrobić.
Powiedziałeś, że inną perspektywą jest szczęśliwe życie…
Tak, ludzie którzy sobie z grubsza żyją, powiedzmy normalnie, to bardzo często to życie jest pozbawione satysfakcji. Przepełnione jakąś biedą ogromną, takim poczuciem które mają bardzo często młodzi ludzie i to dość silnym, że to wszystko jest bez sensu. Różnie to okazują. Zaczynają ubierać się na czarno, dredy sobie robią, słuchają jakiegoś śmiertelnego metalu, okna zalepiają czarną folią i w ogóle myślą, że życie jest nic nie warte. To jest sygnał, że coś jest nie tak. Zjawisko jest szersze. Poczucie braku sensu, braku satysfakcji i tego, że jestem niedoceniony. Tego że, w domu mnie nie doceniają, w szkole mnie nie doceniają, koledzy mnie nie doceniają, dziewczyna mnie nie docenia, wszyscy mnie kurwa nie doceniają…
To skąd to docenianie ma się wziąć?
To nie chodzi o to żeby doceniali. Tego chce nasze rozrośnięte ego. Człowiek wtedy myśli tylko poprzez siebie, znaczy jest skupiony wyłącznie na sobie i na swoich zachciankach które nie są spełniane. A one nigdy nie będą w pełni spełnione.
Człowiek który nie ma pieniędzy, myśli, że jak będzie miał pieniądze to będzie szczęśliwy a okazuje się, że dupa! Jest zupełnie odwrotnie. Jest jeszcze gorzej. W zasadzie cała zabawa z rozwojem człowieka polega na wyjściu z tego diabelskiego kręgu skupienia na sobie samym. Ja to przeżyłem, miałem taki moment, że dotarło do mnie, że jestem dokładnie taki sam jak wszyscy ludzie którzy mnie otaczają. O tłumie zawsze myślałem zawsze, że jest bezbarwny, głupi, małostkowy, taki był tłum. Ja byłem kimś wybitnym a tłum który mnie otacza był jakiś taki nieciekawy, bezbarwny. W pewnym momencie dotarło do mnie, że to nie jest tłum tylko to są pojedynczy ludzie i oni są tak samo ważni jak ja i tyle samo warci. Ale co jest ważne? To nie jest ani dobrze ani źle. Nie klasyfikujemy tego. To jest fakt. Tutaj dotykamy jeszcze tego, że człowiek ocenia innych z szybkością karabinu maszynowego. Dzielisz świat na chujów i nie-chujów.
Masz na myśli tak popularną teorię pierwszego wrażenia, determinującej 80% naszej oceny drugiego człowieka, którą ciągniemy ze sobą przez resztę znajomości?
Tak, jakby się przyjrzeć w jaki sposób oceniamy, to ta ocena będzie miernikiem naszych kompleksów i słabości. Rezultatem działania naszego pokręconego ego, jest właśnie to, jak oceniamy ludzi. I tyle. A żyć nie oceniając, to jest wyższa szkoła jazdy. A w momencie kiedy coś Ci się nie podoba, to oczywiście masz prawo to powiedzieć, jednocześnie nie jest łatwą umiejętnością pozbawić tego własnej oceny.
Czyli należy zaakceptować to, że się czegoś nie akceptuje?
W ruchu anonimowych alkoholików jest taka modlitwa na temat akceptacji tego, czego nie mogę zmienić. Jest to niezwykle trudne, kiedy błądzi ktoś bliski i Ty wiesz jak powinien zrobić. Kiedy ten ktoś nie daje sobie pomóc, to znaczy jest innego zdania, humanitarnym jest aby powiedzieć, że to jest niebezpieczne. A kiedy on chce inaczej to Ty to przyjmujesz do wiadomości i kropka.
Czyli rozwiązanie które Ty myślisz, że jest dla kogoś dobre, niekoniecznie jest też dobre według niego?
To jest jeszcze coś innego, bo mówię o takiej sytuacji kiedy jesteś absolutnie pewien, że drugi człowiek ma zły pomysł i starasz się na niego wpłynąć żeby zmienił decyzję. A Ty możesz jedynie mu powiedzieć o tym, zakomunikować. W kościele zauważyłem taką rzecz, która mi się bardzo podoba. Istnieje coś takiego co się nazywa napominanie. Nie to, że ja się mądrzę, tylko napominam, czyli według mojej oceny ktoś się postępuje źle, to ja mu zwracam na to uwagę, że po mojemu to jest źle i żeby się zastanowił. I on to przyjmuje albo nie. Najczęściej nie słyszy za pierwszym razem. Ja to wielokrotnie obserwuję. Nie słyszy, bo nie słucha i nie jest gotowy na usłyszenie czegoś takiego. Ale jest taka humanitarna zasada, że napominasz raz. Mówisz raz, a kiedy do niego nie dociera, to nie męczysz go i nie mówisz -Słuchaj mnie! To znaczy, że on nie chce usłyszeć lub nie może, ma takie prawo. Ewentualnie wracasz do tematu za jakiś czas. Nie pastwisz się nad nim dlatego, że nie słyszy. Może nie słyszeć bracie. To jest już powiedziałbym takie arystokratyczne. Nie męczysz człowieka. On nie jest gotowy na przyjęcie jakiejś prawdy w tym momencie, będzie mu ciężko, może się tego boi, może broni się przed tym. Nie należy go więc w tym momencie katować. To są myślę ważne rzeczy.
C.D.N.
© Piotr Borwin. Wszelkie prawa zastrzeżone.