„Kochać”- jak to łatwo powiedzieć…”- śpiewał kiedyś Piotr Szczepanik. Faktycznie, większym wyzwaniem jest zrozumienie, czym faktycznie jest miłość i jak stworzyć spełniony i zgodny związek? Jak uniknąć rozczarowań, przykrych słów, kłótni i przepychanek? Jak zamienić to na relację zgodną, energetyczną, otwartą na nowe i rozwijającą się?

Oczywistą sprawą jest, że związek to relacja dwojga ludzi. I co tu dużo gadać, my i nasze ego szanujemy drugą stronę tylko wtedy kiedy nam wygodnie. Zgodnie ze staropolską zasadą, że jak wyszło coś dobrze, zrobiliśmy to „JA” i Ty, a jak źle, to „TY” spier…..ś 🙂

Ok, „JA” jest bardzo ważne w związku, powiem więcej, jest najważniejsze! Najważniejsze, bo jest punktem wyjścia do „TY” i tego jak traktujemy drugą stronę. Nie egoistyczne i samolubne, jednocześnie takie „JA” które ja sam lubię, szanuję i żyję w nim w zgodzie. I od tego trzeba zacząć.

Nasza ocena drugiego człowieka; znajomego, przyjaciela, partnera, członka rodziny to najczęściej niestety odzwierciedlenie naszego ego. Naszych oczekiwań, kompleksów, filtrów wewnętrznych, doświadczeń czy przekonań wyniesionych z domu.

Ile razy miałeś w swoim życiu sytuację kiedy oceniłeś druga osobę bezpodstawnie „z góry”? Ile raz pomyślałeś na widok pięknej, eleganckiej kobiety na prestiżowym stanowisku: „Ciekawe co musiała zrobić, aby dostać tą fuchę?”, na widok młodego człowieka w super aucie: „Na pewno dostał od tatusia” a widok kogoś ociekającego bogactwem: „Na pewno złodziej!”. Smutne a jakie prawdziwe. Ocenić jest łatwiej, trudniej zrozumieć. Znany slogan. Są tacy co mówią nam, że to takie polskie… Niestety nie. Zazdrość, kompleksy uprzedzenia to cecha ludzka a nie narodowościowa. Inaczej wystarczyłoby wyjechać za granicę żeby znaleźć idealnego partnera i osiągnąć sukces.

Po co o tym tutaj piszę? Dlatego, że takie same mechanizmy rządzą nami w również związkach. W związku również pojawia się zazdrość, nie tylko taka o osobę trzecią, ale także o zarobki, sukcesy, pozycję. Nasze kompleksy przyjmują formę ograniczenia, zaczynają w nas rosnąć i obciążać relację jeszcze bardziej. Nasze oczekiwania, będące przejawem naszych potrzeb i często niskiej samooceny, przyjmują formę… nie bójmy się tego nazwać… emocjonalnego szantażu! Tak, to jest szantaż, kiedy myślisz lub mówisz: „Jeśli mnie kochasz, to powinnaś/ powinieneś….”, „Jeśli ze mną jesteś…”, „Jeśli Ci zależy, to powinnaś/ powinieneś…”? To jest szantaż, kiedy, robisz coś dla kogoś, a potem, w taki sposób, oczekujesz czegoś w zamian. Oburzasz się? Mówisz, że to z miłości? A ile razy partner zrobił coś, bo go do tego zmusiłeś/ zmusiłaś? Potrafisz, sam/a przed sobą szczerze odpowiedzieć na to pytanie? A może nie znasz odpowiedzi?

To jak to? Ja jestem wszystkiemu winny/winna? Ona/On wcale nie jest lepsza/y!

Po drugiej stronie też jest „JA”, też jest ego, które również ma swoje filtry wewnętrzne w postaci swoich kompleksów, uprzedzeń i oczekiwań. I powiedzmy sobie szczerze, zupełnie innych niż Twoje „JA”. Można pomyśleć, że to komplikuje sprawę, jednocześnie jest jedna rzecz, dzięki której wszystko staje się jaśniejsze, spokojniejsze i jakie tam jeszcze chcesz żeby było.

To miłość do drugiej osoby…

Do siebie samego. Do własnego „JA”.

Miłość bezwarunkowa. Pełne zaakceptowanie i pokochanie się takiego, jakim jesteś. Brzmi jak slogan reklamowy? Być może. Jednocześnie jest to realna wizja tego, jak chcesz aby wyglądało Twoje życie i Twój związek. Rozumiem tych którzy mówią, że to slogan, bo tak łatwiej. To nie lada wyzwanie. Dla tych co nie spróbowali, tak nierealne, że dalej chcą trwać w tym co jest obecnie.

Tak, wymaga to pracy. To się nie dzieje od pstryknięcia palcem. Ale dzieje się.

Warto, powiedzieć o co tak na prawdę chodzi, bo samoakceptacja, jako często powtarzane hasło, często rodzi w człowieku postawę egoistyczną. „Masz mnie kochać taką/takiego jakim jestem!” lub „Taki/a już jestem i nic na to nie poradzę”. To nie wymówka! To pewien etap w rozwoju człowieka, kiedy zaczyna akceptować rzeczy, których nie może zmienić… a zmienia te które może. Banalne w swojej prostocie prawda? Tak. Więc gdzie są schody?

Wyzwanie jest w naszym ego. To nasze ego nie pozwala nam wyleczyć starych ran z przeszłości i przyznać się do błędu teraz. To jest trochę jak jego walka o życie. Kiedy przyznajemy się do błędu, wysłuchujemy „informacji zwrotnej” to wtedy zaczynamy realnie wpuszczać drugiego człowieka do swojego serca, w którym dotąd rozpychało się nasze ego i pycha. Tak samo jest z przeszłością, kiedy to „Ja zrobiłem, źle ale on/a zrobił jeszcze gorzej.”.

„Dobra! Nie opuściłem deski, ale Ty przypaliłaś wczoraj obiad!” No właśnie tu jest sedno sprawy. Nie opuściłem deski i koniec. Przypaliłam obiad i koniec. Przepraszam. Bez żadnego „ale”! Pomijam fakt, że ludzki mózg kasuje wszystko co przed „ale”. Przyznaj się i przeproś, jeśli zrobiłeś coś źle lub przykrość drugiej stronie. Bezwarunkowo. Bo mówimy o tym co tu i teraz a nie o tym co tydzień temu. Tamtego już nie ma, a Ty przecież chcesz iść do przodu. Ok, na początku nakarmisz ego partnera i pewnie nie zauważysz różnicy w jego zachowaniu, jednocześnie druga strona zauważy Twoją prędzej czy później. Wtedy będzie czas na rozmowę. Mówimy tu o pełnej akceptacji tego co zrobiłem „JA”, przeproszeniu i… wybaczeniu.

No właśnie, wybaczanie to kolejne wyzwanie i kolejny chochlik we władaniu naszego pokręconego ego. „Nie wybaczę, jej/jemu nigdy!, jak on/a mógł mi coś takiego zrobić!”. I chociaż, pragniemy pojednania i łakniemy kontaktu z druga stroną to nie wybaczamy. Ba! Chcemy żeby to druga strona nas przeprosiła. Ha Ha!… Tak na prawdę chcemy, żeby błagała o przebaczenie… Taaaak, nasze ego ma wtedy pełny brzuszek 🙂 karmi się naszą satysfakcją.

A druga strona? Jest spięta, czuje się mniej lub bardziej upokorzona, bo walczy ze swoim ego aby podejść i przeprosić. Tego pragniesz? Upokorzonego i cierpiącego partnera?

W mojej optyce i z mojego doświadczenia wiem, że wybaczanie to największa moc w relacjach z drugim człowiekiem. Zamyka stare rozdziały i otwiera nowe, pozwala zrzucić balast przeszłości, jaki ciążył na nas do tej pory i nie pozwalał iść do przodu. I mówię tu o wszystkich obliczach wybaczenia, wybaczeniu innym i…sobie. Nie pokochasz nigdy nikogo komu nie wybaczyłeś i to się tyczy także Ciebie. To co tyczy się wybaczenia, już było, a teraz chcesz iść do przodu, wiesz, że już tak nie postąpisz i to jest Twoja wartość z tego doświadczenia. Wybacz, przeproś, napraw wyrządzoną szkodę i idź dalej.

Wszystko z powyższych byłoby jednak niczym bez zaakceptowania tego, co jest Twoją mocną stroną, a co słabą. Tego w czym jesteś dobry, co chcesz poprawić a czego nigdy nie będziesz chciał robić. Co lubisz Ty i tylko Ty? Co robisz, bo to lubisz i kochasz, a co, bo chcesz się dopasować do otoczenia? Zacznij, na nowo odkrywać swoje prawdziwe „JA”. Bądź siebie ciekawy jak dziecko nowej zabawki, jak podróży w nieznane, jak tej dziewczyny/chłopaka z czasów dzieciństwa do której bałeś/aś się zagadać. Nie pokochasz przecież kogoś kogo nie znasz.

Stań teraz przed lustrem.

Lubisz tego człowieka, którego widzisz? Poszedłbyś z nim na piwo? Poszłabyś z nią na ploteczki? Za co go lubisz? Co widzisz w jego oczach? Umówiłbyś się sam ze sobą na randkę? Poszedł do łóżka…?

Z tym człowiekiem „w środku”, nie z tym „na zewnątrz”.

Prawdziwa i szczera miłość do samego siebie sprawi, że zaczniesz mówić poprzez siebie samego, poprzez kogoś kogo kochasz i znasz, nie poprzez oczekiwania, zazdrość, kompleksy, przywiązanie do materii, niską samoocenę. Nie masz jej przecież. Oceniałbyś nisko kogoś kogo kochasz? Nic z tych rzeczy. To właśnie znaczy się pokochać.

Im mniej przemawia przez Ciebie Twoje ego, tym więcej mówisz Ty sam. Im mniej w Tobie Twojego ego tym więcej miejsca dla drugiego człowieka.

A Ty Piotr? Czy Ty zawsze tak postępowałeś? Akceptowałeś, wybaczałeś, przyznawałeś się błędu?

Oczywiście, że nie! Nie zawsze akceptowałem, nie potrafiłem wybaczyć, przyznać się do błędu, kłóciłem się, raniłem…Tak. To droga! To, że masz takie, a nie inne doświadczenie, to Twoja wartość. Wiesz jak być powinno, a jak nie. Za błędy przepraszam, jak mogę naprawiam, wiem co było dobre a co złe. Idę do przodu, wiem dokąd a którędy… życie pokaże.

Ilustracja: Helsinki, Helsingin päärautatieasema, 02.06.2016, Autor: Piotr Borwin