Różne rzeczy przeszły Ci teraz przez myśl, ale nie o nich będziemy tu prawić. Mam tu na myśli trójkąt dramatyczny, znany również, jako trójkąt Karpmana, którego twórcą jest właśnie Stephen Karpman. Wskazuje on na to jak brak równowagi wpływa na relacje oraz jakie niebezpieczeństwa niesie to za sobą.


Zacznijmy od krótkiej historii:


Kiedy Seisetsu był mistrzem szkoły Engaku w Kamakurze, potrzebował większego pomieszczenia, ponieważ dotychczasowe było zbytnio zatłoczone. Umezu, kupiec z Edo, postanowił ofiarować pięćset sztuk złota, zwanych ryo, na zbudowanie bardziej przestronnej szkoły i przyniósł pieniądze nauczycielowi.

– Dobrze. Przyjmuję je – powiedział Seisetsu.

Umezu wręczył mu sakwę̨ ze złotem, rozczarowało go jednak zachowanie nauczyciela. Za trzy ryo człowiek może przeżyć cały rok, a on podarował ich pięćset i nie doczekał się̨ nawet podziękowania.

– W tej sakwie znajduje się̨ pięćset ryo – rzekł Umezu.

– Mówiłeś już o tym – odparł Seisetsu. – Nawet dla bogatego kupca pięćset ryo to dużo pieniędzy – powiedział Umezu. – Chcesz, żebym ci za nie podziękował? – zapytał Seisetsu.

– Powinieneś, mistrzu – odpowiedział Umezu.

– A to dlaczego? – zapytał Seisetsu. – Wdzięczny powinien być darczyńca.

Pomaganie to dość trudny temat, zwłaszcza, jeśli weźmiemy na warsztat jego intencję. Utarło się w naszej kulturze, że „nie ma nic za darmo” i sytuacji, w której pomoc jest w czysto bezinteresowna jest faktycznie niewiele a i tak giną one w morzu hejtu i krytyki. Jednocześnie pomoc niezależnie od jej intencji jest zjawiskiem dobrym i nawet, jeśli jej celem jest otrzymanie czegoś w zamian, to i tak w efekcie ktoś ją otrzymuje i ratuje swoją bieżącą sytuację życiową. Jest to dobre przy zachowaniu jednego prostego warunku- Transparentnej komunikacji intencji. Pomijam tu sytuacje, w której trudna sytuacja potrzebującego jest wykorzystywana do osiągnięcia własnych egoistycznych celów a skupię się na kwestii nierównowagi w relacjach, jaką brak właściwej komunikacji intencji niesie za sobą.

Ile razy w życiu spotkałeś się z sytuacją, w której ktoś zrobił Ci przysługę a następnie wypomniał Ci ją lub oczekiwał czegoś w zamian? Ile razy spotkałeś się z sytuacją, w której Twoja dobrą intencją i pomoc nie zostały docenione, choć poświęciłeś się dla sprawy? Ile razy czułeś się wykorzystany i porzucony przez ludzi, którzy Ci tak wiele zawdzięczają?
Jeśli spotkałeś się z którąś z powyższych sytuacji to albo sam jesteś jednym z bohaterów trójkąta dramatycznego albo ktoś próbował Cię w niego wciągnąć.

Nie inaczej jest w pracy lidera i managera. Często spotykam w swojej pracy managerów czy liderów, którzy swój autorytet budują poprzez wyręczanie członków zespołu w ich obowiązkach, co później kończy się rozczarowaniem, gdy ludzie nie dają w zamian wyniku.

Trójkąt dramatyczny to model relacji znany już w antyku. Na jego bazie opracowywano modele sztuk i występów teatralnych i aż do dziś stanowi podstawowy model tworzenia historii i opowieści. Stephen Karpman posłużył się nim aby w prosty sposób przedstawić nierównowagę w relacjach międzyludzkich.

JAK TO SIĘ ZACZYNA?

ETAP PIERWSZY: WYBAWICIEL, RATOWNIK

Najczęstszym „punktem” wejścia w trójkąt dramatyczny jest rola wybawiciela. Ile znasz takich historii, kiedy np. rodzic wyręcza swoje dziecko w szkolnych obowiązkach, żona robi wszystko dla uzależnionego męża lub matka decyduje jak ma wyglądać życie córki? A ile znasz takich ludzi, którzy czują się niezastąpieni i wszystko najchętniej zrobiliby sami lub znajdują problem tylko po to, aby zaraz potem znaleźć na niego cudowne rozwiązanie?

Źródłem tego jest życie życiem innych ludzi a co za tym idzie odsunięcie na bok lub nawet odrzucenie swojego świata wewnętrznego. Myślenie, mówienie, działanie i decydowanie za innych w sytuacjach, kiedy powinni oni byli zrobić to samodzielnie to główne przejawy tej roli. Przypisują sobie odpowiedzialność za myśli, zachowania i emocje innych ludzi. Ponad to, co czują i myślą oni sami, przedkładają to, co czują i myślą inni. Dbają o potrzeby innych, pomijając swoje własne. Temat tyczy się wszystkich aspektów relacji- finansowego, emocjonalnego czy fizycznego.


Tacy ludzie muszą czuć się potrzebni i są często postrzegani, jako dobre dusze, do których zawsze można zwrócić się o przysługę. Dostrzegając w tym swoją rolę poświęcają się temu bez reszty, przedkładają ją ponad własne potrzeby plany i marzenia. Postrzegani są, jako osoby niezwykle odpowiedzialne za los innych, aktywne i pełne miłości.

Na pierwszy rzut oka może wydawać się to szlachetne, bo przecież pomagają innym w imię wyższych wartości, niejednokrotnie poświęcając temu swoje życie. Znakomitym przykładem jest choćby wielu współuzależnionych i DDA (Dorosłych Dzieci Alkoholików). Jednocześnie na tym dobry rys tej historii się kończy, bo w większości przypadków wybawiciele nie mają świadomości, że wybawianie innych może odbierać wybawianym szansę na wzięcie odpowiedzialności za ich własne życie oraz tworzy w nich nawyk otrzymywania pomocy a tym samym roszczeniowej postawy wobec innych.


Brak równowagi pomiędzy tym, co od siebie dają w tej relacji a tym, co otrzymują, powoduje u nich samych frustrację i poczucie niesprawiedliwości. Ludzie Ci zaczynają czuć się niedoceniani i mniej pewni siebie. Często kończy się to stanami depresyjnymi lub złością na otaczający świat lub osobę, dla której się poświęcali. To z kolei jest potwierdzeniem starego przysłowia, że „dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane”. W efekcie Ci wieczni wybawiciele, pomagacze i dobre dusze mają dość swojej niedocenianej roli.
I tutaj obserwuję dwie opcje. Jedni pomimo poczucia niesprawiedliwości trwają w roli wybawiciela, co z dnia na dzień obniża ich poczucie własnej wartości. Żyją życiem męczennika, poświęcając się dla innych często w nadziei, że ich starania kiedyś zostaną docenione. Drudzy aktywnie buntują się przeciw niesprawiedliwości, braku równowagi, niedocenieniu czy choćby reakcji biorcy/ów pomocy niezgodnej z ich oczekiwaniami. Widząc to, jako koniec swojej niedoli, przesuwają się tylko w kolejny róg trójkąta dramatycznego.

Główne przyczyny wejścia w rolę wybawiciela/ratownika:

1. Budowanie pewności siebie w oparciu o przekonanie, że ludzie nie będą mnie lubili, jeśli nie będę dla nich dostępny i pomocny w każdym momencie
2. Przekonanie o budowaniu pozycji autorytetu oraz wymaganie posłuszeństwa i akceptacji w zamian za przysługi
3. Potrzeba bycia docenionym i potrzebnym
4. Poczucie winy lub wyrzuty sumienia względem innych osób
5. Brak wiary w możliwości innych ludzi oraz przekonanie o ich nieudolności.
6. Poczucie wyższości i przekonanie o posiadaniu większych możliwości, kompetencji a czasem siły
7. BRAK KOMUNIKACJI NA TEMAT OCZEKIWAŃ I INTENCJI POMOCY

ETAP DRUGI: KAT, PRZEŚLADOWCA


Kiedy dotychczasowy wybawiciel, dochodzi do wniosku, że przysłowiowa miarka się przebrała i zbyt wiele włożył w relację nie otrzymując w zamian tego, czego (często nieświadomie) oczekiwał i próbuje egzekwować sprawiedliwość wobec tych osób, do których kierował wcześniej swoją pomoc. Zdarza się również, że uogólnia wtedy swój światopogląd i zaczyna żywić urazę do całej otaczającej rzeczywistości. W praktyce jednak głównymi odbiorcami tej walki z poczuciem niesprawiedliwości są ludzie, dla których ratownik wcześniej się poświęcał.


W dramatycznej roli Kata czują się oni wykorzystani, rozżaleni i zaniedbani, a wszystko to w efekcie tego, że na szali tej relacji za dużo było dane z jednej strony. Brak tu autorefleksji na temat tego, że ten brak równowagi nastąpił właśnie, dlatego, że dane było zbyt wiele. Frustracja, uraza, skłonność do kłótni, atakowanie drugiej strony, złość i pretensje to nic innego jak poszukiwanie równowagi. To nieudolna próba wyegzekwowania tego, czego się oczekiwało w zamian za to, co się dało. Nieudolna, bo jak to w prawach tego świata bywa, każda akcja spotyka się z reakcją, więc kiedy jedna strona atakuje druga długo nie pozostanie dłużna…