Nie da się zdobyć pracy bez znajomości!”

„Ogłoszenia i procesy rekrutacyjne to lipa i podpucha, żeby zatrudnić znajomego.”

„Bez znajomości nie zajdziesz daleko w życiu!”

„Trzeba mieć plecy, żeby coś osiągnąć!”

Powyższe przekonania są tak powszechne w naszym codziennym dyskursie, że spokojnie moglibyśmy je określić, jako narodowe. Chcę dziś dołożyć małą cegiełkę do zmiany świata i pomóc Wam zrozumieć źródła tego sposobu myślenia, a być może całkowicie się go pozbyć.

To nie spadło z nieba!

Aby w ogóle móc zrozumieć taki sposób myślenia, musimy najpierw cofnąć się do czasów systemu pańszczyźnianego i feudalnego, kiedy to „zwykły szary człowiek” mógł co najwyżej wykonywać pracę fizyczną, zaś wyższe stanowiska były zarezerwowane dla wyższych klas społecznych, a w praktyce zarządzane były przez klany rodzinne i szlacheckie. Awans w takim „kastowym” społeczeństwie był praktycznie niemożliwy, a jeśli już się zdarzał, był zależny od dobrej woli „pana”. Kolejną zmianą systemową – i to tą, która jest dziś najbardziej żywa w naszym społeczeństwie, były w naszym rejonie Europy czasy socjalizmu i komunizmu. Systemy te, wspierały bezpośrednio ten stan rzeczy, blokując „klasie robotniczej” możliwość pracy na wyższych stanowiskach poprzez ograniczanie dostępu do edukacji, wiedzy, a także poprzez cenzurę i wspieranie prostych rozrywek. Aby cokolwiek załatwić, trzeba było albo mieć znajomego w urzędzie lub partii, albo wesprzeć swoje podanie odpowiednią ilością gotówki lub pasztetowej. To czasy komunizmu stworzyły też mit tak zwanych „zawodów wybranych” (lekarz, prawnik, urzędnik państwowy) czyli zawodów, które cieszyły się wówczas szacunkiem społecznym i wysokim statusem materialnym – możliwość ich wykonywania wymagała jednak całego szeregu koneksji i kontaktów niedostępnych dla niezaznajomionego w tym robotnika „Kowalskiego”.

Rolnictwo - Polska - XIX w. Źródło: tygodnik-rolniczy.pl


Czasy komunizmu stworzyły coś jeszcze – Homo sovieticus’a. To on jest naszym największym społecznym spadkiem po tej epoce. Początkowo komuniści próbowali przeforsować ten termin w świecie naukowym określając nim człowieka żyjącego w systemie komunistycznym, jako kolejny etap ewolucji. Chętniej jednak przyjęli ówcześni socjolodzy i filozofowie, jako określenie człowieka zdemoralizowanego i skażonego społeczeństwem komunistycznym. W Polsce ten termin upowszechnili głównie Leszek Kołakowski i ks. Józef Tischner. I tu posłużę się cytatem tego drugiego:

Homo sovieticus to zniewolony przez system komunistyczny klient komunizmu – żywił się towarami, jakie komunizm mu oferował. Trzy wartości były dla niego szczególnie ważne: praca, udział we władzy, poczucie własnej godności. Zawdzięczając je komunizmowi, homo sovieticus uzależnił się od komunizmu, co jednak nie znaczy, by w pewnym momencie nie przyczynił się do jego obalenia. Gdy komunizm przestał zaspokajać jego nadzieje i potrzeby, homo sovieticus wziął udział w buncie. Przyczynił się w mniejszym lub większym stopniu do tego, że miejsce komunistów zajęli inni ludzie – zwolennicy kapitalizmu. Ale oto powstał paradoks. Homo sovieticus wymaga teraz od nowych (kapitalistów), by zaspokajali te potrzeby, których nie zdołali zaspokoić komuniści. Jest on jak niewolnik, który po wyzwoleniu z jednej niewoli, czym prędzej szuka sobie drugiej. Homo sovieticus to postkomunistyczna forma ucieczki od wolności, którą kiedyś opisał Erich Fromm

Wrodzona mentalność ofiary.

I tak wychowani i otoczeni przez „homosovieticusów” wzrastamy w przekonaniu, że poza nami są jacyś „ONI”, od których możemy coś wziąć coś, co nam się należy. Jednak jeśli, ktoś nam coś daje, to sprawia też, że stajemy się od niego zależni. Rząd, Kościół i wszelkiej maści instytucje, a także rodzice, nauczyciele i szefowie chętnie przejmują rolę protektorów i wybawców, którzy nas ochronią i nakarmią, aby utrzymać ten system zależności. Spójrzmy, w jakim jednak układzie Cię to stawia: Jeśli jest wybawca, i jeśli jest zagrożenie, to musi być też wdzięczna za wybawienie… ofiara.

I tak widzimy dziś jak wzmiacniany jest ten system zależności poprzez przypominanie nam o byciu ofiarą na wielu poziomach. Historycznym, religijnym , politycznym, gospodarczym i społecznym. Jeśli tylko nie radzisz sobie w jakimkolwiek z tych obszarów – natychmiast znajdzie się opiekun, który chętnie Cię od tej bezradności wybawi.
Więcej piszę o tym w tym artykule:

"Człowiek z młotkiem wszędzie widzi gwoździe."

Taki schemat prowadzi do sytuacji, w której to Ty jesteś bezradny, zaś „oni” podejmują decyzję. „Oni” zdecydowali, „oni” mnie zwolnili, „Oni” mnie zatrudnili… Jesteś wówczas na ich łasce i niełasce. Nie rób tak. Tak życia nie zmienisz.
Bycie ofiarą staje się częścią Twojej tożsamości, a wtedy w naturalny sposób zaczynasz jej bronić. Nie masz wyjścia. Patologie nepotyzmu, o których wciąż donoszą media tylko utwierdzają Cię w przekonaniu o byciu ofiarą, bo utwierdzają Cię w przekonaniach, które wyznajesz. To samospełniająca się przepowiednia:


– „Aby zdobyć dobrą pracę, trzeba mieć znajomości” – mówisz Ty
– „Piętnastu członków rodziny posła z partii X zatrudnionych w państwowych spółkach” – mówią media
– „Tak już jest…” – mówisz Ty.
Aż w końcu dochodzi do sytuacji, w której szukasz pracy, wysyłasz jedno, drugie, dwudzieste CV a telefon milczy.
– „Nie mogę znaleźć dobrej pracy w tym kraju, bo nie mam znajomości.” Mówisz ostatecznie… 

I tak utwierdzasz się w roli ofiary, a z czasem takie stwierdzenie staje się wymówką… im dalej od większych ośrodków miejskich, tym bardziej żywą w dialogu społecznym.

Źródło: minq.com

To naturalne!

Ludzką naturalną skłonnością jest otaczanie się ludźmi podobnymi i znanymi. To po prostu bezpieczne i wynika jeszcze z naszych plemiennych korzeni. Znacznie bardziej ufamy rekomendacjom znajomych i współpracowników niż rozbudowanym procesom rekrutacyjnym. Spróbuj spojrzeć na to z perspektywy przedsiębiorcy i osoby prowadzącej biznes, np. pizzerię. Potrzebujesz zatrudnić kucharza od wyrabiania ciasta. Ciasto jest najważniejsze 🙂 . Twój przyjaciel poleca Ci pewnego pracownika, który zna się na rzeczy i wypieka przepyszne ciasto? Wybierzesz jego, czy kandydata z ogłoszenia o którym nic nie wiesz?

Może będzie to pod prąd, jednocześnie osobiście jestem zdania, iż zatrudnianie „po znajomości” nie jest jednoznacznie złe. Jest szybsze, bardziej pewne (bo gwarantem jest relacja polecającego z pracodawcą), praca jest bardziej efektywna (gdyż nowy polecony pracownik szybciej się wdraża i szybciej buduje relacje w firmie) i ostatecznie jest to również tańsze od procesu rekrutacyjnego. Wiedzą to doskonale firmy (a takich coraz więcej), które proponują swoim obecnym pracownikom premie (sięgające czasem wysokości kilkumiesięcznego wynagrodzenia) za polecenie nowego pracownika. Gdybyśmy mieli określić ścieżkę, w jaki sposób firmy prywatne poszukują pracownika, to najpierw jest to rekrutacja wewnętrzna (spośród pracowników, którzy już pracują w firmie), następnie poszukuje się zaufanych poleceń i rekomendacji, a dopiero na końcu, kiedy wcześniejsze opcje się wyczerpią poszukuje się pracownika na zewnątrz (to najczęściej najtrudniejsza i najbardziej kosztowna opcja).

Oczywiście jest też ciemna strona tej sytuacji: zatrudnianie osób bez kompetencji do pracy na danym stanowisku, bez doświadczenia lub tworzenie stanowisk specjalnie dla rodziny… Znamy to dobrze. Media są pełne informacji tego typu (Zwłaszcza z sektora publicznego i spółek skarbu państwa) Było o tym wcześniej. Muszę to powiedzieć wprost: Takie sytuacje to patologia. Nepotyzm to rak toczący rynek pracy. Wiem, jak wiele cierpienia potrafi zadać ludziom. Wychowywałem się w latach 90-tych. Jako nastolatek widziałem ubóstwo i biedę jakie między innymi właśnie nepotyzm powodował. Tak było. Wtedy jednak praktycznie nie było podmiotów prywatnych i praktycznie wszyscy, z nielicznymi wyjątkami, pracowali w sektorze publicznym.

Dziś, według ostatnich danych, w spółkach skarbu państwa i administracji publicznej pracuje niespełna 10% obywateli. (średnia OECD to 3,5%) Naprawdę nie ma więc obowiązku pracować tam, gdzie jest nepotyzm i polityczne konotacje. Ja wiem, że mit „zawodów wybranych” w wielu środowiskach i regionach jest jeszcze żywy, jednocześnie zwróć uwagę, że wybierając dziś pracę w takich miejscach niejako akceptujesz i karmisz tę chorą sytuację, w której trzeba mieć „plecy”, aby dostać pracę. A być może godzisz się na to, aby latami czekać (jak Józef z „Procesu” Kafki), aż być może system łaskawie się nad Tobą zlituje i „da” Ci pracę.

Oddziel rzeczywistość od iluzji.

Aby więc rozstrzygnąć tę sprawę, powinniśmy więc rozdzielić rzeczywistość od iluzji. Rzeczywistość, w której występuje szkodliwa patologia pt. „Bez znajomości nie ma pracy”, stanowi niewielki wycinek naszej aktualnej rzeczywistości. Większość stanowią dziś podmioty prywatne, nastawione na użyteczność kompetencji, zysk i rozwój biznesowy, a tam nie będzie miało znaczenia, że jesteś kuzynem ciotki z Australii, jeśli nie masz umiejętności i doświadczenia wymaganego na danym stanowisku.

Jeśli zaś chodzi o iluzję, to odpowiedz sobie sam: Czyją opowieść chcesz opowiedzieć swoim życiem? Swoją własną, czy innych? Jeśli swoją własną, to zacznij wyciągać wnioski na przyszłość z doświadczeń. Jeśli otrzymałeś odmowę po rozmowie o pracę – skontaktuj się z rekruterem/pracodawcą, z którym rozmawiałeś i uszanowując jego decyzję, zapytaj czego zabrakło, jakie kompetencje powinieneś uzupełnić, aby móc dostać tę pracę i co mógłbyś poprawić, gdyby ta rozmowa mogła się odbyć jeszcze raz? Dzięki temu następna rozmowa będzie lepsza. To proces i droga. Nic Ci się nie należy. To coś zupełnie przeciwnego, jakby „z drugiej strony rzeki” w odniesieniu do stereotypowego i ofiarnego „nie zatrudnili mnie, bo nie mam znajomości”. Jeśli dostrzegasz w tym wartość, stoisz na właściwym brzegu.

Jeśli nie, widocznie jeszcze nie czas…

O mnie

Nazywam się Piotr Borwin. Urodziłem się w Łodzi. Pracuję jako coach kariery i relacji. Z pasją podchodzę do etnografii, antropologii i wszelkich nauk o człowieku. W mojej pracy skupiam się na pracy z relacjami (głownie dialogu międzypokoleniowym), świadomym wyborze drogi życiowej i zawodowej, wolności oraz oswobadzaniu człowieka z narracji innych. Jestem autorem książki o budowaniu świadomej kariery „Weź sobie tę pracę”. Piszę teksty traktujące o wolności od narzuconych człowiekowi schematów w naszej kulturze, relacji z naturą i zachęcające do żywego przeżywania swojego życia na każdym poziomie.